Cykl: Jestem u siebie

"Dobrze mi tu, gdzie jestem" - wywiad z Anną Erman Kandeger

Katarzyna Świątkowska \ 18.02.2021
Od pięciu lat mieszkanka Dubaju. Pracuje jako stewardessa w jednej z największych linii lotniczych na świecie. Uwielbia śpiewać, oglądać filmy i podróżować. Najchętniej w towarzystwie rodziny i znajomych. Kiedyś chciałaby mieć dom nad morzem, gdzie zawsze będzie pachniało świeżo upieczonym ciastem i gdzie witać będzie ją gromada mopsów.

1. Co sprawiło, że Dubaj stał się Pani drugim domem?

Słowo dom jest dla mnie bardzo ważne. Nie jest to tylko miejsce gdzie wracam po dniu pracy, czy gdzie akurat trzymam swoje meble i ubrania. Dlatego zanim po raz pierwszy nazwałam Dubaj drugim domem minęły dwa lata. Dwa lata, podczas których po prostu oswoiłam się ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi aspektami życia tutaj. Przede wszystkim zadecydowali o tym świetni ludzie, których poznałam.

Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu to przede wszystkim stewardessy, stewardzi i piloci, ale z czasem krąg znajomych powiększył mi się również o osoby zajmujące się wieloma innymi rzeczami. W Dubaju stosunkowo łatwo się zakochać- prawie zawsze budzi nas za oknem słońce, ludzie w sklepie są mili i pomocni, plaże piaszczyste a woda w morzu ciepła. Ale naprawdę zaczyna być to dla nas dom gdy nie przeszkadza nam już poranna pobudka spowodowana odgłosami z pobliskiego meczetu, wieczny upał czy niebotyczne ceny. To znaczy niektóre z tych rzeczy mogą nam oczywiście przeszkadzać zawsze, ale każdy mieszkaniec po pewnym czasie zaczyna mieć swoje sposoby na obejście tych trudności. Tak tez było ze mną. Poza tym ważne są również takie, wydawać by się mogło, błahe rzeczy jak znalezienie swojej ulubionej kawiarni, najlepszego miejsca na zachód słońca czy ulubionej aktywności. Po dwóch latach poczułam, ze dobrze mi tu gdzie jestem i zaczęłam uważać Dubaj za „swoje” miejsce.

2. Jak wyglądały Pani pierwsze dni w nowym miejscu? Jak zmieniła się codzienność?

Pamiętam jak dziś swój pierwszy lot do Dubaju. 3 lutego 2016 roku wsiadłam na pokład samolotu linii Emirates (wtedy jeszcze jako pasażer) i nie wiedziałam nawet jak uruchomić ekran, żeby moc obejrzeć film. Nie wspominając nawet o tym, ze każda mini turbulencja powodowała u mnie lekki atak paniki:) Patrzę teraz na to z sentymentem śmieje się do siebie bo po solidnym szkoleniu oraz tylu latach w zawodzie czuje się w samolocie jak ryba w wodzie. Pierwsze dni po przylocie to oczywiście przyzwyczajanie się do życia ze współlokatorka, rozmowy z rodzina na skype i wielka niepewność związana z treningiem, który lada chwila miał się rozpocząć. Nie wiedziałam, czy dam sobie rade, czy podołam z materiałem, czy odnajdę się w różnych strefach czasowych i w ogóle czy ta praca jest dla mnie. Na szczęście początek szkolenia, które faktycznie jest dość wymagające i intensywne, to również okazja do poznania innych osób ze swojej grupy treningowej, które są w dokładnie w tej samej sytuacji-pełne wątpliwości i dopiero oswajające się z nowym miejscem i rozłąka z bliskimi. Można powiedzieć, ze ta nasza wspólna sytuacja nas połączyła i dodała nawzajem otuchy. A szkolenie pozwalało zająć głowę na tyle, ze nie było już czasu na martwienie się czymkolwiek. Przez dwa miesiące wstawałam o 3.30 rano, o 5.00 zaczynałam trening. Około godziny 15 wracałam do domu, gdzie miałam czas na obiad, naukę i przygotowanie do kolejnego dnia. Zmęczona szlam wcześnie spać, a następny dzień wyglądał zupełnie tak samo. Weekendy były jedynym czasem wolnym od obowiązków wiec można było w końcu pozwiedzać. Pamietam pierwsza wizytę w centrum i na Burj Khalifie, pierwszy raz gdy wybrałam się na dubajska marine czy zobaczyłam słynną Palm Jumeirah. Nie mogłam uwierzyć, ze Dubaj jest pełen tylu niesamowitych miejsc. Wtedy jeszcze mieszkałam daleko od najważniejszych turystycznych atrakcji, ale z czasem udało mi się przeprowadzić i jeszcze bardziej udziela mi się pozytywna energia tego niesamowitego miasta.

3. Co urzeka Panią w Dubaju? (ludzie, miejsca, tradycje)

Bardzo podoba mi się to, ze jest tutaj tak czysto. Wszystko lśni i pachnie. Ludzie w sklepach są zawsze bardzo mili, a serwis w knajpach zawsze na najwyższym poziomie. Dubaj to miasto, które powstało stosunkowo niedawno na środku pustyni na życzenie wizjonera. Dlatego na każdym kroku można poczuć tutaj taka atmosferę tego, ze nie ma rzeczy niemożliwych. Dodaje to skrzydeł. Oprócz tego niemal każdy mówi po angielsku i dlatego, znając ten język, można się po prostu wszędzie z każdym dogadać. Co ważne,  przez większość roku swieci tu słońce. To naprawdę wpływa na samopoczucie. Podoba mi się tez to, ze mimo iż mieszkam w kraju islamskim mogę się czuć tu swobodnie, czuję akceptację. Poza tym, co dziś bardzo istotne, jest to jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Bez problemu mogę na plaży zostawić torebkę lub wychodząc nie zamknąć za sobą mieszkania.

4. Czy doskwierała Pani tęsknota za swoim rodzimym krajem?

Na początku było mi bardzo trudno. Jestem bardzo rodzinna. Uwielbiam spędzać czas z rodzicami, znajomymi, moimi psami. Kocham Polskę za wszystko i mimo wszystko. Tęskniłam za ludźmi, zwierzętami i pierogami. Zreszta tęsknie do dzisiaj. Ale na szczęście są wideopołączenia, stosunkowo często udaje mi się poleciec do Warszawy i odwiedzić najbliższych, a walizkę zawsze pakuje do pełna swoimi ulubionymi polskimi smakołykami. 😉 Niby nie jest to to samo, ale jakoś można sobie częściowo poradzić z tęsknotą.

5.  Czy jest coś (rzecz, zwyczaj, miejsce) co najchętniej zabrałaby Pani ze sobą z Polski do Dubaju?

Brakuje mi naszych pysznych pączków, jagodzianek i tłustego czwartku jako wymówki do bezstresowego zajadania się łakociami. 🙂 przydałoby się tu tez kilka barów mlecznych. Oprócz tego jestem totalna kinomaniaczka wiec marzyłoby mi się więcej małych, kameralnych kin w stylu warszawskiego Muranowa. Lubię tez spacery i brakuje mi pięknych polskich parków. Ale jako zawodowy obieżyświat mogę dziś z pewnością powiedzieć, ze to nie rzeczy, zwyczaje czy miejsca decydują o wyjątkowości danego miejsca, ale najbliżsi ludzie. Wiem, ze brzmi to banalnie. Ale taka prawda i czuć to dopiero wiele tysięcy kilometrów od domu. Czasami żartuje, ze wsadzę kiedyś do walizki moja mamę lub psa. Może nie jest to wcale taka głupia myśl? 🙂

Zdjęcia – prywatne zbiory Anny Erman Kandeger