Cykl: Jestem u siebie

"Podczas podróżowania najważniejsi są dla mnie ludzie..."

katarzyna świątkowska \ 18.04.2021

Doktor nauk prawnych, z zawodu i zamiłowania wykładowczyni. Od

lat żyje na walizkach przeprowadzając się z kraju do kraju. Jej przygoda z podróżowaniem zaczęła się 15 lat temu, kiedy to postanowiła rzucić
dotychczasowe studia i wyjechać za granicę spełniając marzenie o
podróżowaniu, odkrywaniu nowych kultur i życiu na własnych zasadach. Mieszkała już w Turcji, w Chinach, w Hongkongu, w Szkocji, w Anglii, w
Nowym Jorku, w Kalifornii, w Australii, w Danii i we Włoszech. Na swoim
blogu www.comewithme.pl, instagramie oraz facebooku pisze o podróżowaniu, życiu, pracy i studiach za granicą. Poznajcie Ewę.

1.  Czy jest kraj, który stał się Twoim drugim domem?

Nie ma kraju, który stałby się moim drugim domem, jednak jest to mój świadomy wybór. Uwielbiam często zmieniać miejsce zamieszkania, poznawać nowy kraj i jego kulturę. Jest wiele miejsc, w których czuję się jak u siebie. Jedynym z takich miejsc jest szkocki Edynburg, w którym mieszkałam przez kilka lat i do którego pragnę jeszcze wrócić. Do Edynburga pierwszy raz wyjechałam na studia magisterskie. Po kilku latach tam wróciłam, aby wykładać na tym samym uniwersytecie. Edynburg jest niezwykle różnorodnym miastem, w którym chyba każdy czuje się komfortowo. Drugim moim ukochanym miastem jest Nowy Jork, w którym spędziłam niesamowite pół roku robiąc badania do pracy doktorskiej na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Simone napisała kiedyś o tym niezwykłym mieście: „jest w nowojorskim powietrzu coś, co sprawia, że sen jest bezużyteczny; być może jest tak dlatego, ponieważ twoje serce bije tutaj szybciej niż gdziekolwiek indziej” i ja się pod tymi słowami podpisuję. W Nowym Jorku zawsze jest co robić, zawsze coś się dzieje, zawsze coś ciekawego może ciebie spotkać. Uwielbiam do niego wracać i mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam zamieszkam. Fantastycznie czuję się też w Chinach. Mimo że będąc tam dłużej często chcę już wracać do Europy, to zawsze chętnie wyjeżdżam do Chin, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. W Chinach mieszkałam już łącznie trzy razy, za każdym razem w innym mieście, co dało mi możliwość poznać ten kraj lepiej i bardziej docenić jego różnorodność. Obecnie rozważam wyjazd do Chin do pracy, bo 4-letnia przerwa od Państwa Środka to dla mnie za dużo.

2. Jak wyglądają Twoje pierwsze dni w nowym miejscu? Jak zmienia się codzienność?

W każdym kraju pierwsze dni wyglądają nieco inaczej, jednak zawsze jest wspólny mianownik: podekscytowanie i chęć poznania danego miejsca. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, który towarzyszy przeprowadzce do nowego kraju. Kiedy tylko nieco już odpocznę po podróży, zawsze wybieram się na tzw. przywitanie miasta. Chodzę sobie wtedy bez celu po okolicy pragnąc poczuć klimat danego miejsca. Mimochodem szukam targu lub sklepu, w którym będę mogła robić zakupy, kawiarni, do której będę przychodzić napić się kawy i herbaty, street food‘u bądź lokalnych knajpek, w których będę mogła dobrze zjeść. Zazwyczaj dopiero następnego dnia przystępuję do rozpakowywania walizek i załatwiania niezbędnych formalności. Zdarza się, że początek pobytu w danym miejscu przepełniony jest stresem, ponieważ muszę w ciągu kilku dni znaleźć pokój bądź mieszkanie do wynajęcia. Tak właśnie było w Nowym Jorku. Przez pierwsze 72 godziny pobytu w tym tętniącym życiem mieście przeszłam pieszo ponad 80 km szukając zakwaterowania na Manhattanie. Często pierwsze dni w nowym kraju upływają na załatwianiu formalności związanych z pracą lub studiami i legalizacją swojego pobytu. Tak było w Londynie, gdzie musiałam wyrobić brytyjski PESEL oraz otworzyć konto w banku. Czasem pierwsze dni spędza się po prostu na odespaniu podróży i pozbyciu się tzw. jet lag’u czyli zespołu nagłej zmiany strefy czasowej. Jak dziś pamiętam swój pierwszy dzień w Canberrze, w Australii, gdzie po ponad 50-cio godzinnej podróży (składającej się z podróży
samochodem, lotu z trzema przesiadkami oraz podróży autokarem) pierwsze co zrobiłam po zakwaterowaniu w akademiku to zasłoniłam okna, położyłam się do łóżka i przespałam 15 godzin.

3. Co urzeka Cię w innych krajach? (ludzie, miejsca, tradycje)

Podczas podróżowania najważniejsi są dla mnie ludzie, natura oraz kuchnia. W miarę możliwości staram się rozmawiać, poznawać i nawiązywać kontakty z mieszkańcami z danego kraju. I nie być w tym nachalna, ponieważ rozumiem, że nie każdy ma ochotę poświęcać mi swój czas. Uwielbiam poznawać dany kraj poprzez jego kuchnię. Kocham jedzenie! Jedną z największych przyjemności podczas podróżowania jest odkrywanie nowych smaków, jak również sposobu jedzenia posiłków oraz związanych z tym zwyczajów np. o których porach serwuje się posiłki, czy używa się sztućców czy pałeczek, a może je się rękoma? Pamiętam, że pierwszy wyjazd na południe Włoch na kurs językowy był nie lada wyzwaniem, ponieważ Włosi rano jedzą jedynie niewielkie śniadanie na słodko, potem długo nic, ewentualnie lekki lunch, i dopiero późnym wieczorem zjadają obfitą kolację. Często w południe byłam już bardzo głodna,

a musiałam czekać do wieczora, bo wtedy dopiero otwierano knajpki i restauracje. W Turcji urzekło mnie to, że często pije się tam słodką herbatę w charakterystycznych małych szklaneczkach. Do dzisiaj też wspominam obiadokolacje, które jadłam wraz z turecką rodziną, u której przebywałam w ramach wolontariatu w Stambule. Mimo że same posiłki były bardzo skromne, to niezwykle serdeczna i rodzinna atmosfera sprawiała, że zawsze z ogromną przyjemnością w nich uczestniczyłam. Natomiast w Chinach nauczyłam się picia ciepłej przegotowanej wody i teraz już praktycznie, ku zdziwieniu znajomych, nie jestem w stanie wypić wody w temperaturze pokojowej. Nigdy nie byłam wielką miłośniczką miast, choć muszę przyznać, że miasta potrafią rzucić na mnie swój urok i coraz bardziej doceniam ich różnorodność, zwłaszcza jeśli chodzi o ofertę lokalnej kuchni!

4. Czy kiedykolwiek doskwierała Tobie tęsknota za swoim rodzimym krajem?

Oczywiście, wiele razy, szczególnie podczas świąt, które zazwyczaj spędza się z rodziną. Mieszkanie za granicą nie zawsze jest usłane różami i to właśnie w chwilach trudności zdarza mi się najbardziej tęsknić za Polską. Pamiętam początek pobytu w Szanghaju, kiedy to po raz pierwszy wyjechałam sama na inny kontynent. Z lotniska odebrał mnie nowy kolega z firmy, do której przyjechałam odbyć staż. Miałam wtedy dwadzieścia lat i przeżyłam dość mocny szok kulturowy. Było to w 2008 roku, czyli przed erą social-mediów i blogów podróżniczych. Jadąc do Chin nie wiedziałam czego się spodziewać, nie było wtedy tak popularnych teraz vlogów, które przybliżyłyby mi kulturę Chin i przygotowały na spotkanie z ogromnym i czasem przytłaczającym miastem jakim jest Szanghaj. Po kilku dniach załatwiania formalności i poszukiwania mieszkania w końcu udało mi się znaleźć sensowne lokum. Był środek zimy, w Szanghaju mówiono, że do miasta zawitała zima stulecia. Ja wprowadziłam się do nowego mieszkania, w którym, jak się okazało w dzień przeprowadzki, nie działało ogrzewanie. Postanowiłam się nie załamywać – wpadłam w wir sprzątania i rozpakowywania toreb, dzięki czemu zrobiło mi się nieco cieplej. Kiedy po całym dniu sprzątania, zmarznięta postanowiłam się wykąpać, odkryłam, że w mieszkaniu również nie ma ciepłej wody. Nie znałam wtedy chińskiego, nie wiedziałam jak i do
kogo to zgłosić. Siedząc w zimnej wannie totalnie się rozpłakałam. Szlochając zastanawiałam się po co mi był ten wyjazd, mogłam siedzieć sobie w ciepłym akademiku studiując w Polsce, a na weekend jeździć do rodziców na pyszne obiady. W zamian byłam w samym środku wielomilionowego miasta, zmarznięta, zmęczona i niewiedząca jak sobie z tym wszystkim poradzić. Wtedy bardzo zatęskniłam za Polską, za komfortem, za rodziną i przyjaciółmi. Na szczęście, następnego dnia poprosiłam kolegę z pracy o pomoc i wszystko powoli zaczęło się układać. Chiny pokochałam na tyle, że po latach postanowiłam nauczyć się języka chińskiego, a kilka lat później napisałam nawet doktorat z prawa chińskiego. Tęsknota za domem i rodzimym krajem jest normalna i myślę, że zdarza się każdemu.

5.  Czy jest coś (rzecz, zwyczaj, miejsce) co najchętniej zabrałabyś ze sobą z Polski do kraju, w którym mieszkasz?

Rodzinę i najbliższych przyjaciół, choć to niestety nie jest możliwe. Na pocieszenie chętnie zabrałabym ze sobą kilka polskich potraw, zwłaszcza tych zrobionych przez moją mamę, czyli pierogi, kiszone ogórki, pyszny polski chleb. Prawda jest jednak taka, że we współczesnym zglobalizowanym świecie wiele polskich przedmiotów oraz produktów (bądź ich europejskich odpowiedników) jest na wyciągniecie ręki w innych krajach. Czasem trzeba za nie więcej zapłacić, ale jak się człowiek bardzo stęskni, to jest w stanie zapłacić prawie każdą sumę, żeby znowu poczuć ukochany polski smak. 😉 Mieszkam za granicą już tyle lat, że staram się po prostu cieszyć się tym co mam na miejscu w kraju w którym przebywam, niż skupiać się na tym co mi brakuje.

Załączone materiały wizualne pochodzą z prywatnych zbiorów Ewy.

Jeżeli mają Państwo pytania odnośnie życia, studiowania czy pracy za granicą zachęcamy  do napisania i  odwiedzania Ewy klikając w poniższe ikony: